piątek, 27 lutego 2015

Kolumbia - Valle Del Cocora

Na zapowiadany treking wybrałem się do doliny Cocora znajdującej się 11km od Salento. Ot teoretycznie, wzgórza i trochę palm. Jednak połączenie tworzy PRZEPIĘKNE sielankowe widoki.






czwartek, 26 lutego 2015

Kolumbia - Salento

Ostatni przystanek przed powrotem do Bogoty. Małe miasteczko a dookoła piękna górska sceneria.  Jutro czas na mały treking po okolicy :)




wtorek, 24 lutego 2015

Kolumbia - Manizales

Całkiem spore miasto w rejonie kawowym, skąd wybrałem się dziś na wycieczkę po jednej z farm. Wreszcie wyjaśniło się dlaczego w Kolumbii serwowana kawa jest taka podła. Na krajowym rynku sprzedają tylko kawę drugiego i trzeciego sortu (czytaj odpadki), produkt pierwszej klasy idzie w całości na eksport :)





niedziela, 22 lutego 2015

Kolumbia - Medellin

Po odwiedzeniu kartelu z Cali, czas na rozmowy z ich wiecznym przeciwnikiem - Medellin. Gwarno i tłoczno. Na ulicach czasami klimat jak ze stadionu X-lecia :) Medellin leży pomiędzy wzgórzami. Miejsca jednak brakuje, więc slumsy konsekwentnie wchłaniają wzgórza. Kilka lat temu otworzyli kolejkę linową na jeden szczyt - okazała się hitem. Zaczęli budować następne, między innymi linie turystyczno-rekreacyjną, która wywozi w sam środek lasu na wzgórzu. Zdjęcia są słabej jakości, bo szyby w wagoniku nie były najczystsze ;)

Z ogólnych refleksji kulinarnych. Jadam w barach/jadłodajniach/stołówkach gdzie są tylko tubylcy. Testuje non stop, ale jak dotąd nic ciekawego nie odkryłem, ogólnie kuchnia średnia. Pożywna na pewno jednak szału nie ma. Przykładowe danie "Bandeja paisa". Występuje w różnych wariacjach, najczęściej składa się z czerwonej fasoli ryżu, gulaszu wieprzowego, na to jajka sadzone, na nich sos, powiedzmy pomidorowy, plus do tego przysmażany banan. Istny kociołek Panoramixa ;)






niedziela, 15 lutego 2015

Kolumbia - Barranquilla

Na weekend przeniosłem się do Barranquilla, gdzie odbywa się drugi co do wielkości, zaraz po Rio de Janeiro, karnawał! Tłumy na paradzie karnawałowej niebotyczne. Przy wejściu ścisk straszny, służby sobie niespecjalnie radzą, ale zadziwiające nic nikomu się nie dzieje.  Zdjęć zrobiłem mnóstwo, ale niestety przy wyjściu kieszonkowiec zaiwanił aparat, a co za tym idzie zrobione zdjęcia :( 
Mówi się trudno, dzisiaj  pstrykałem komórką :)  Sama parada składa się z nieskończonej liczby platform z muzykami (głównie tutejsi bożyszcza nastolatek-pisk niemiłosierny), tancerzy i różnej maści przebierańców. Głośno i kiczowato, ale klimatycznie i kolorowo.






poniedziałek, 9 lutego 2015

Kolumbia - Cartagena

Szybka zmiana planów. Miałem się autobusami przebijać w górę mapy aż do wybrzeża. Jednak udało mi się upolować tani bilet lotniczy i plan uległ modyfikacji: powrót autobusem do Bogoty, stamtąd szybki lot i jestem w Cartagenie! Po pierwszym spacerze stwierdzam, że starówka jest genialna. Postaram się to lepiej obfotografować bo na razie zdjęcia mizernie oddają rzeczywistość.




sobota, 7 lutego 2015

Kolumbia - Mongui

Kolonialne miasteczko na wysokości 3000m n.p.m..  Górzyste położenie i oryginalna zabudowa tworzą nad wyraz klimatyczne połączenie. Dość abstrakcyjnie, ale miejscowość jest znana z ...tworzenia piłek. I to nie to, że jeden zakład rzemieślniczy i już-jest ich kilkanaście  (Zauważyłem, że Kolumbijczycy potrafią kumulować sklepy/zakłady znacznie lepiej niż to robią banki w Warszawie. No bo co znaczą trzy lub cztery banki na krzyż, jak w Bogocie jest ulica gdzie koło siebie jest co najmniej 20 optyków...).





piątek, 6 lutego 2015

Kolumbia - Laguna de Tota

Wczoraj korzystając z busów przeniosłem się do Sogamoso (busów, busików, minivanów są setki, więc dojechać można prawie wszędzie). Zwykłe miasto niczym się nie wyróżniające, jednak idealnie służy jako baza wypadowa. Na pierwszy ogień: Laguna de Tota. Ot, takie sobie jezioro. Z tą drobną różnicą, że znajduje się na wysokości 3000m npm! Dodatkowo kawałek piaszczystej plaży. Pełen relaks :)





środa, 4 lutego 2015

Kolumbia - Villa de Leyva

4 godziny drogi busem z Bogoty i znalazłem się w Villa de Leyva - kolonialnym miasteczku posiadającym największy plac miejski w Ameryce Południowej. Klimat trochę jak ze spaghetti westernów. Człowiek cały czas liczy się z tym, że zza rogu wyskoczy Clint Eastwood ;)


sobota, 31 stycznia 2015

Kolumbia - Bogota

Ot i dotarłem. Polskimbusem do Berlina, tam nocleg,z rana lot do Monachium, stamtąd lot do Houston i... miałem problem :) Miałem jakieś 80min na przesiadkę co było zdecydowanie za mało jak na USA. Kontrola graniczna sprawna i bezproblemowa, ale jednak trochę czasu zajmuje. Ponadto nie ma możliwości od razu przejść przez lotnisko na następny lot, ale trzeba wyjść (kontrola po odebraniu bagażu-jeśli jesteś Latynosem z dużą liczbą bagaży to masz 150% szans na "losową" szczegółową kontrolę) i wejść ponownie (kolejna kontrola-skanera całego ciała na mnie nie użyli, ale sprawdzili, czy na rękach nie mam śladów po materiałach wybuchowych). Tak więc się nie wyrobiłem i miałem nieplanowaną 7h przerwę na lotnisku w oczekiwaniu na kolejny lot.

Pokazy bezpieczeństwa w samolotach
Zazwyczaj są strasznie nudne i nikt nie zwraca na nie uwagi. W końcu ile razy można człowiekowi tłumaczyć jak zapiąć pasy?! United Airlanes podeszło do zagadnienia kreatywnie i stworzyli taki film:

"Amerykanie - naród prosty i nieobliczalny" (Madagaskar 2)
W Houston  na lotnisku nie było specjalnie gdzie spać (nie licząc krótkich drzemek) tak więc łaziłem i przyglądałem się Amerykanom. Masa dziwolągów. Przykładowo około 30 letni punk z wytatuowanym Graucho Marxem na ramieniu :) Ogólne wrażenie przygnębiające i potwierdzające stereotyp Amerykanina-gruby i tępy.

Kolumbia - Bogota
Na lotnisku pierwsze zaskoczenie i to pozytywne. Lotnisko wyremontowane tip-top. Taksówką do hotelu, 2 godziny drzemki i ruszyłem na miasto.
Pierwsze spostrzeżenia:
Ulice - sporo aut, trąbienia trochę jest, ale jednak bliżej do stylu europejskiego niż azjatyckiego. Na chodnikach kwitnie sprzedaż wszystkiego co się da.
Ludzie - Weseli, co i rusz gdzieś gra muzyka. Styl ubierania jaskrawo-kiczowaty :)
Jedzenie - w porządku, ale na razie oprócz owoców nic powalającego.

W niedzielę wybrałem się do Cerro de Monserrate - kościół na wzgórzu (3152m npm) nad Bogotą (2640m npm). Coś mnie podkusiło, żeby zamiast wjechać kolejką wejść pieszo. Kościół jest celem pielgrzymek, więc tłum niemiłosierny. Jednak warto było się przemęczyć dla widoku panoramy miasta.
Cała galeria